Niewiele sie u nas dzis dzialo...
O poranku zgodnie z planem poszlismy na targ i do pralni - obie atrakcje w wyniku zmian stref czasowych i ogolnego zachwiania percepcji uplywajacych godzin i dni okazaly sie malo atrakcyjne. Zapomnielismy, ze to niedziela! Targ byl maly, pralnia nieczynna.
Kupilismy jednak owoce i znalezlismy pralnie, ktora zgodzila sie przyjac nasze lachy.
Nie byl tyo jednak 100% sukces, bo okazalo sie, ze Majka nie lubi arbuzow i/lub zakupionego gatunku bananow, a pranie po dlugich negocjacjach (w bahasa indonesia, dzieki LP phrasebook) bedzie gotowe jutro w poludnie...
Zachod slonca ogladalismy w swiatyni poswieconej morzu na poludniowym cyplu wyspy - Ulu watu. Bylo malowniczo. Swiatynia jest polozona na wysokim klifie z ladnym widokiem na czesto wzburzony w tej okolicy Ocean. Widzielismy stado delfinow.
Potem zostalismy jeszcze na mocno turystyczny, ale ciekawy show Kecak fire dance z ludowa historia w tle. Sztuka choc z ogniem niestety wiele wspolnego nie miala, to trzymala w napieciu. Majce najbardziej podobaly sie demony, ktore u innych dzieci wzbudzaly placz. Nie potrafie tego wytlumaczyc i szczerze powiedziawszy wolalbym uniknac czytania potencjalnych wyjasnien w waszych psycho-analitycznych komentarzach ;)
Po atrakcjach dla duszy przyszla radosc dla ciala. Krewetki z grilla samokowaly doskonale, a duzy Bintang jak nigdy dotad, a mam juz pewna wprawe...
Jutro mekka surferow - Kuta Beach
Sam nie wiem, co bedziemy tam robic, ale ze nie mamy powaznych planow, a transport jest za friko to sie zabieramy. Szczegolnie zwazywszy, ze czyste ciuchy mamy dostepne dopiero od poludnia...
Jest szansa, ze skonczy sie na duzym Bintangu i popasie :D
Nie narzekam.
Dobranoc i milego popoludnia
MAK