Lot minal spokonjnie. Maja spala w kolysce i po ladowaniu robila wrazenie bardziej wypoczetej niz my. Chwila poszukiwan kierowcy na duzym i nowym terminalu lotniska, ktorego nazwe musialbym wygooglac i juz bylismy w drodze do hotelu.
Shanghai inn w BKK to perelka, uczynny personel, piekne pokoje i niepowtarzalny klimat chinatown. Polecamy! Szczegolnie w promocji ;)
Popoludniu ruszylismy w miasto - chaos jeszcze wiekszy niz w znanych nam dotychczas azjatyckich metropoliach. Lekko skolatane nerwy i zmeczone nogi ukoil jeden z nielicznych parkow i swieze owoce kupione na ulicy (moja ulubiona poapaja i soczysty ananas). Potem troche zagubieni i glodni dalej krazylismy po ruchliwych ulicach, by ostatecznie dotrzec na slynna Kao San road - mekke turystow z calego swiata. Ulice barow, hosteli, straganow i food stalls.
Tam znalezlismy argumenty na danie miastu drugiej szansy - ananasy faszerowane ryzem z kurczakiem, puszna zupe tom yum (lokalna specjalnosc nr1) oraz serwowanego na kazdym kroku smazonego taja (phat thai), czyli miesznke makaronow z jajkiem i kuczakiem i dodatkami roznej masci do wyboru.
Pelne brzuchy pozwolily nam doczlapac nie dalej, jak do najblizszego postoju tuk tukow.
Szalona jazda do hotelu Maje przyprawila o salwy smiechow i pohukiwan, a nas o lekki bol zoladkow.
Dzis (tu jest rano) ruszamy na dokladne zwiedzanie - w ambitnych planach krolewski palac, rejs po kanalach, buddyjskie swiatynie i park z letnia rezydencja monarchy.
Pozdrowienia dla wszystkich !
MAK
PS. malu UP - dodalem zdjecia (nie moje - test)