Geoblog.pl    qoobson    Podróże    Hong Kong - Tajlandia 2011 III-IV    Chinatown z krwi i kości
Zwiń mapę
2011
19
mar

Chinatown z krwi i kości

 
Hong Kong
Hong Kong, Mong Kok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8272 km
 
Mong Kok - nazwa dzielnicy i stacji metra, przy której zamieszkaliśmy podczas pierwszego w tej podróży przystanku w HKG. To ważna i gwarna część kontynentalnego, chińskiego miasta Kawloon, tworzącego wielką aglomerację z położonym na wyspie, bardziej europejskim, metropolitalnym i biznesowym Hong Kongiem.

Pierwsze wrażenia bez większych zaskoczeń. HK, podobnie jak inne azjatyckie metropolie, przywitał nas przeraźliwie chłodnym powietrzem pompowanym przez oszronione klimatyzatory niezależnie od pory dnia, roku, czy temperatury na zewnątrz, świetnie zorganizowaną infrastrukturą obsługi ruchu turystycznego z lekkim przerostem biurokracji i zatrudnienia oraz gęstym tłumem i orgią przeróżnych egzotycznych i całkiem swojskich zapachów.

Pierwszą ciekawostką o bardzo lokalnym charakterze był wynajęty przez nas pokoik. Chcieliśmy czegoś z ciepłym prysznicem, jasnym oknem (tutaj to coś ponad standard) i miejscem do spania dla trzech osób. Jak na warunki HK był niedrogi (poza słynnymi "shoe box'ami" w chunking mansions tanich łóżek w HK nie ma) i nie spodziewaliśmy się po nim cudów. Cudy jednak były! Po kilku zabiegach racjonalizatorskich naszym gospodarzom na kilku metrach kwadratowych udało się upchnąć: jedno łóżko szer. 90cm, jedno 150cm, szafkę nocną, kabinę prysznicową, sedes i umywalkę (te ostatnie w środku kabiny). Do zewnętrznej części kabiny przyczepiono dodatkowo płaski telewizor i wiatrak. Słowem, apartament, tyle że w azjatyckiej miniaturze. Jak wystawiliśmy wózek Majki na zewnątrz, to udało nam się w komplecie jakoś umościć :D

Zjawiskowy był także sam budynek - 20 piętrowa, czynszowa kamienica na planie litery U, jakich pełno w HK. Na dole dwa niepozorne wejścia, przy każdym stróż, pełniący jednocześnie rolę obsługi i zarządzającego agresywną i kłębiącą się kolejką do wind (po jednej dla pięter parzystych i nieparzystych przy każdym wejściu, kolejka całodobowo). Studnia wewnątrz budynku żyła własnym życiem, lokalni mieszkańcy spotykali się na pogaduchy i papierosa, wszędzie suszyło się pranie, a turyści niezliczonych małych hotelików podobnych do naszego wymieniali wrażenia z podróży.

Wokół budynku, stojącego na zbiegu dwóch ruchliwych ulic, kwitł handelek w prawdziwie chińskim stylu - czym popadnie, od świtu, do późnego wieczora. Pełną parą pracowały też jadłodajnie, te uliczne i te a la carte. Szczęśliwe, część z nich oferowała menu obrazkowe lub tłumaczone z kantońskiego na angielski. Ogólnie, kuchnia w HK może uchodzić za jeden z dobrych powodów, dla których warto to miasto odwiedzić. Wszystko co jedliśmy było smaczne i świeże. Ceny jak w Polsce "u Chinola"...

Mimo niewielkiej ilości klasycznych atrakcji turystycznych naszym zdaniem w HK trudno się nudzić. Często wizytę w nowym mieście zaczynamy od targu, bo można tam zobaczyć trochę prawdziwego życia, a wokół najczęściej można tanio i dobrze zjeść. A HK targami stoi! Po odwiedzeniu dzielnicowego targu z jedzeniem (Majce najbardziej podobały się stoiska rybne, ciekawe pomimo zapachu z kategorii "swojskie"), dalej nasz wybór padł na fotogeniczne targi akwarystyczny i dla hodowców ptaków oraz mniej atrakcyjny targ kwiatów. Później był drenujący portfel targ jadeitów i na zakończenie targowego dnia, tandetny night market, którego niewątpliwie największą atrakcją były świeże owoce morza z grilla i dobrze schłodzony chiński browarek.

Kolejna rzecz, która przypadła nam do gustu, to zróżnicowana, atrakcyjna, wydajna i niedroga komunikacja miejska. Wystarczy naładować kartę Octopus za równowartość 10EUR i królestwo piętrowych autobusów, klimatycznych tramwajów (również piętrowych), tradycyjnych promów na wyspę, nowoczesnego metra i turystycznych kolejek (w tym na główną atrakcję miasta - The Peak) staje przed tobą otworem. Gdzieniegdzie kartą można zapłacić także za lody czy kawę. Sprytne i wygodne.

Z głównych atrakcji odwiedziliśmy właśnie wspomniany The Peak - wzgórze z piękną panoramą miasta. Bardzo komercyjne, ale warte odwiedzenia.

HK opuszczaliśmy z żalem i wrażeniem, że daliśmy mu zbyt krótką szansę. Jak się później okazało, los sprawił, że niespodziewanie będziemy mieli dla niego więcej czasu. Już zacieramy ręce!

PS ceny sprzętu foto z gwarancją HK/Chiny/Tajwan kilka do kilkunastu procent niższe niż w polskim internecie. Sam kupiłem jedno szkło canona (55-250IS za 700pln).



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
qoobson
Jakub Stępień
zwiedził 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 21 wpisów21 36 komentarzy36 4 zdjęcia4 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
18.03.2011 - 04.04.2011
 
 
02.06.2009 - 22.06.2009